HISTORYPOŻ & MUZEOPOŻ

 

Blog o historii ochrony przeciwpożarowej, s​​​​​​przętu gaśniczego i działalności straży

HISTORYPOŻ & MUZEOPOŻ
Blog o historii ochrony przeciwpożarowej, s​​​​​​przętu gaśniczego i działalności straży
Blog o historii ochrony przeciwpożarowej, s​​​​​​przętu gaśniczego i działalności straży

historia ochrony przeciwpożarowej
historia straży pożarnej
dawny sprzęt techniki pożarniczej

Platforma edukacji w zakresie ochrony ruchomych zabytków techniki pożarniczej i opieki nad tymi zabytkami.

NA SKRÓTY

O PORTALU

Wydarzyło się (nie) naprawdę cz. 2 Płonący welon panny młodej

03 czerwca 2022

 

Jeśli przeglądacie i czytacie stare gazety, to czy zastanawiacie się kim byli ci ludzie których opisywano i jak potoczyły się ich dalsze losy? A opisywane przypadki, przebieg wydarzeń, fakty i  relacje z nimi związane? Warto byłoby się zastanowić nad logiką zgoła nieprzewidywalnych dziejów  i ich roli w historii. Być może to bez znaczenia i pozbawione sensu, a może wręcz przeciwnie? Czytamy stare wieści i dochodzimy do wniosku, że nawet lakoniczna informacja jest wartością samego przeżycia  i doświadczenia czymkolwiek ono jest w pojęciu ludzkiej egzystencji. 

 

Danuta Janakiewicz-Oleksy

Centralne Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach

 

Ocieramy się o fakty i faktoidy, w których czas buduje napięcie zastanawiając się, która z tych historii najbardziej przyciągnie naszą uwagę i która z nich doczeka się dalszej narracji. 

 

Młodziucha 

 

Mam na imię Hilda i jestem dziewiętnastoletnią Górnoślązaczką. Ojciec niedawno mi rzekł, że właśnie przyszła na mnie pora by za mąż pójść. Moje dwie starsze siostry opuściły już dom. Ojcowie twierdzą, że według starszeństwa przystoi bo ja już od dawna swojego narzeczonego miałam tylko musiałam poczekać, aż Lusia i Gizela wianki na głowy założą. Matkę z ojcem stać na wiano, ale z góry zapowiedzieli, że mogę liczyć tylko  na wyprawkę i że nie odstąpią od tradycji. Nie mam żalu. Dziewczyny po sąsiadach od nastoletniości skubały pierze na swoje kołdry i nawet się nie wzdrygały. Moje siostry przyniosą mi w podarunku przybory toaletowe i jedwabną chustę, którą sobie wcześniej upatrzyłam  idąc kiedyś z nabożeństwa i  mijając okoliczne witryny sklepowe.  Matka kazała bym do ślubu poszła w stroju ludowym jak prawdziwa Ślązaczka, ale ja ją w końcu ubłagałam i taka jestem szczęśliwa, że mi wujostwo z Warszawy suknię z welonem przywieźli. Mówili, ze od samego Hersego. Nigdy się im nie odpłacę. Wszystko to przez moją kuzynkę Helenkę, która od trzech lat pracuje jako krawcowa w Magazynie Mód i tyle mi o tych sukniach nagadała, że skaranie boskie. Śmiałyśmy się, że ludzie powiedzą:

 

- Paryżanka z Wielkich Piekar.  Niech se ta dziewczyna da w życiu pozór!

 

Zakładam dziś tę suknię, do ręki biorę  bochenek chleba i będę się cały czas wpatrywała czy w kościele, aby jasno palą się świece, tak na moje i mojego żenicha szczęście. 

 

Ślub 

 

Jakże się cieszę, że i one przyszły - moje serdeczne koleżanki z towarzystwa śpiewu „Halka”.  Jest nawet z nimi nasz nauczyciel i dyrygent pan Szołtysik. Pewnie coś mi zaśpiewają. Jak zaledwie wczoraj  na uroczystych obchodach  z okazji 3 Maja, kiedy to w tutejszym kościele pięknie odśpiewali pieśń pt. „Złamane berło”. Ciekawa jestem jaki dla mnie przygotowali repertuar. Ksiądz prałat Pucher patrzy jakoś na mnie surowo. Czyżby to przez tę frywolną sukienkę, a może myśli, żem przemilczała co przy spowiedzi?  Nie mogę zebrać myśli. 

 

- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 

 

Zapamiętałam tylko te słowa, kiedy się nachyliłam i ręką przeżegnała. Czułam jak pieką mnie policzki. „Pankracy, Serwacy, Bonifacy, każdy swoim zimnem raczy”. A mnie jest tak gorąco. Osunęłam się na posadzkę tracąc przytomność. 

 

„W kościele parafialnym w Wielkich Piekarach odbył się ślub jednego z mieszkańców gminy z córką urzędnika kopalnianego. Już po obrządku ślubnym, kiedy ksiądz dokonywał ceremoniału tzw. wywodu z panieństwa w skutek nieuwagi panny młodej zapalił się od świecy jej welon, a chwilę potem cała suknia. W kościele powstał popłoch. Na ratunek rzucił się kościelny i zgromadzeni goście, którzy wspólnymi siłami zdołali ogień ugasić, jednak panna młoda odniosła ciężkie poparzenia na całym ciele.” [1]

 

Spróbujmy wyobrazić sobie jak mogła się czuć tamta dziewczyna, obolała od poparzeń - młoda, tragikomiczna z 1931 roku? Będąc w pierwszej chwili w szoku, może nawet nie czuła bólu i nie zdawała sobie sprawy z tego co się wokół niej dzieje? Później jej stan emocjonalny mógł wywołać uczucie zażenowania, nieszczęścia i niepokoju fizycznego. Może zastanawiać nas czy przeżyła i czy  to zdarzenie odbiło się później na jej małżeństwie, czy może już tego nie rozpamiętywała? 

 

Anons prasowy o takiej treści jak powyżej, nawet dzisiaj – współcześnie mógłby wzbudzić u czytelników współczucie, politowanie i chęć niesienia pomocy i byłby to naturalny ludzki odruch. Tymczasem historia zdarzenia chociaż bardzo wiarygodna, niestety, albo na szczęście nie wydarzyła się naprawdę. Redagujący tę notę prasową i następnie puszczając ją w obieg do publicznej wiadomości celowo zagrał czytelnikom na emocjach. Prasówkę o tej samej treści można było również przeczytać m.in. w „Gazecie Białostockiej” z 15 maja 1931 r. i kilku jeszcze innych ogólnopolskich. Pozostałe dostępne (śląskie) źródła w tym m.in. raporty policyjne o incydencie  nie wspominały i dlatego dzisiaj należy sądzić iż mamy do czynienia z tzw. kaczką dziennikarską. Gdyby wspomniana historia była prawdziwa, to przede wszystkim pisałaby o tym śląska prasa.Gdyby panna młoda istniała naprawdę i uległaby poparzeniu, to niewątpliwie trafiłaby do szpitala Spółki Brackiej w Szarleju (obecnie jest to jest to  Samodzielny Publiczny Wojewódzki Szpital Chirurgii Urazowej im. Janusza Daaba w Piekarach Śląskich), zaś ślub odbyłby się  w Bazylice Piekarskiej (parafii NMP i Św. Bartłomieja), a w dokumentach z ww. archiwów nie ma o tym zdarzeniu wzmianki. Poza tym  Piekarskie Wiadomości Parafialne z 1931 r. wydane  nakładem Parafialnej Ligi Katolickiej podały do wiadomości nazwiska nowożeńców, którzy pobrali się w pierwszej połowie maja. Jeżeli jeszcze raz przeanalizujemy treść anonsu z Expresu Porannego, to dojdziemy do wniosku, że żadna para, która wówczas zawarła w maju  ślub w Piekarach Wielkich.  nie odpowiada wektorowi dla naszych poszukiwań. 4 maja 1931 r. w Wielkich Piekarach  pobrali się:  robotnik Antoni Jędrusik z Piekar z Jadwigą Nierobisz z Piekar, maszynista Franciszek Stokłosa z Piekar z Jadwigą Kitel z Piekar,  górnik Wiktor Jany z Bytomia z Heleną Sowadą z Piekar. 11 maja 1931 r. pobrali się: pracownik kolejowy  Alojzy Ibrom z Tarnowskich Gór z Wandą Świtałą z Piekar, robotnik Alojzy Odoj z Piekar z Weroniką Rosół z Piekar. 12 maja 1931 r. pobrali się: Tadeusz Borkowski z Stanisławą Bin z Wojkowic Komornych. 13 i 14 maja w parafii nie odbyły się już inne śluby [2]. 

 

Treść o płonącym welonie panny młodej została zapewne podana przez kogoś kto zamieszkiwał teren Górnego Śląska i dobrze orientował się w tamtejszych obrzędach liturgicznych. Ten ktoś doskonale wiedział, iż ceremonia błogosławieństwa tzw. wywodu z panieństwa na Górnym Śląsku miała miejsce tuż po udzielonym ślubie [3], zaś w innych częściach kraju, zwyczaj ten kultywowano dzień, kilka dni lub nawet tydzień po zaślubinach. Ten, kto podesłał do redakcji tę kaczkę dziennikarską wiedział, że panna młoda z Wielkich Piekar z zapaloną świecą w towarzystwie druhny mogła podejść wyłącznie do bocznego ołtarza kościoła i być widoczna przez wszystkich zaproszonych gości, gdy w innych części kraju  inna podobna do niej bogdanka wchodziła być może sama lub tylko z druhną do kościelnej kruchty. 

 

Majowy ślub to miłości grób?  

 

Ludowy przesąd i nie może być inaczej w dodatku stary jak Imperium Rzymskie. Polska majowa panna w dwudziestoleciu międzywojennym w zasadzie nic a nic sobie z tego przesądu nie robiła. Planowała swój ślub nie na sobotę czy niedzielę, ale w tygodniu głównie na środę lub czwartek. Swojego oblubieńca mogła zaś poznać z popularnego ogłoszenia matrymonialnego, więc uważnie czytała wszystkie anonse prasowe z odpowiedniej rubryki :) 

 

Literatura i przypisy:

 

[1] Cytat za: Express Poranny, nr 132 z 14 maja 1931 r. Foto, anonsu prasowego tamże. Notę prasową o tej samej treści można również przeczytać m.in. w „Gazecie Białostockiej” z 15 maja 1931 r. 

[2] Zob. Piekarskie Wiadomości Parafialne z 1931 r.

[3] Por. D. Simonides „Folklor Górnego Śląska”, wyd. "Śląsk", 1989, S. 122. 

 

 

16 kwietnia 2024
— Pudełko zapałek - to wszystko  co udało nam się uratować!  Ryc. ze zb. Muzeum Karykatury w Warszawie autorstwa Stanisława
30 marca 2024
Zacerować albo  przykleić łatę i zasznurować! Radzili starzy strażacy przełomu XIX i XX wieku odnośnie reperacji węży tłocznych. Proste, praktyczne
15 marca 2024
Dzisiaj przestawiam Wam jedną z moich ulubionych strażackich reklam dwudziestolecia międzywojennego. Swoim stylem graficznym nawiązuje do  art déco, ale także

PRZEJDŹ DO INNYCH ARTYKUŁÓW

Redakcja Historypoż poszukuje informacji na temat zakładowej straży pożarnej nieistniejącej już Elektrowni I w Jaworznie na Górnym Śląsku.

 


 

Copyright 2022. HISTORYPOŻ&MUZEOPOŻ. Wszelkie prawa zastrzeżone. 

 

Blog o historii ochrony przeciwpożarowej, s​​​​​​przętu gaśniczego i działalności straży
Blog o historii ochrony przeciwpożarowej, s​​​​​​przętu gaśniczego i działalności straży
Blog o historii ochrony przeciwpożarowej, s​​​​​​przętu gaśniczego i działalności straży